Korekcja część 4

eq equalizer korektor graficzny vst Kolejne pasmo, można je bez wahania nazwać „pasmem magicznym”. Prawie zawsze pomaga zdjęcie jego o parę decybeli – na wszystkim, na każdym śladzie i na sumie. No, ale jeżeli prawie zawsze zdejmujemy, to znaczy, że czasami dodajemy. O jaki zakres częstotliwości chodzi i dlaczego jest on tak istotny?

Najpierw słowo wstępne. Otóż cała współczesna muzyka rozrywkowa charakteryzuje się jedną cechą wspólną: współczesna muzyka rozrywkowa jest nagrywana mikrofonami kierunkowymi z bliska. Jak sobie to uświadomimy, to będzie od razu łatwiej. Wszystko nagrywamy z bliska, nawet takie instrumenty, do których nikt normalny nie przykłada ucha – stopę, kotły perkusji, werbel, hihat, fortepian (ktoś wkłada głowę do fortepianu, żeby sobie posłuchać?), trąbkę, saksofon, ryczącego stuwatowego marshalla, w końcu wokal – wszystko z bliska. Czasami, ale to bardzo rzadko, odsuwamy mikrofony od źródła – ale w bardzo szczególnych przypadkach, przychodzi wam jakiś przykład szybko do głowy? No właśnie, w zasadzie nie ma o czym mówić, wszystko jest nagrywane z bliska. Tymczasem nawet muzycy grający na tych instrumentach, a na pewno i słuchacze, słuchają tych instrumentów z pewnej odległości. Muzycy też – to ważne. To po pierwsze. A po drugie – większość mikrofonów używanych w studiu i praktycznie wszystkie estradowe to mikrofony kierunkowe, kardioidalne albo nawet super czy hiper. Trudno spotkać dobry dynamiczny mikrofon dookólny, a wszystkie pojemnościówki jak możemy, to przestawiamy na nerkę i zostawiamy na zawsze. Czyli zgadzamy się, że większość mikrofonów to mikrofony kierunkowe. No dobra, te dwie rzeczy są w sumie dość oczywiste, wystarczy sobie to tylko uświadomić.  Ale czy zastanawialiście się, co z tego wynika? Otóż okazuje się, że wszystko nagrywamy z efektem zbliżeniowym! Dosłownie wszystko. Oczywiście wiemy, co to jest efekt zbliżeniowy? Szczegóły w wikipedii, w skrócie chodzi o to, że mikrofony kierunkowe uwypuklają niskie tony przy zbliżaniu się źródła dźwięku do mikrofonu. Mikrofon kierunkowy inaczej brzmi z pewnej odległości a inaczej przystawiony blisko. Czyli – wszystko nagrywamy z podbitym dołem. Oczywiście to fajnie, dół jest super, przecież w ten sposób nie musimy podbijać dołu korektorem, a przede wszystkim kompensujemy w ten sposób ograniczone od dołu pasmo przenoszenia głośników – wszystkich głośników, studyjnych też. Czyżby? Po pierwsze – ślady nagrywane z efektem zbliżeniowym nie brzmią prawdziwie. Wszyscy się oczywiście przyzwyczaili, i nawet dla muzyków ich instrument nagrany z bliska brzmi „naturalnie”, ale z naturalnością i prawdą niewiele to ma wspólnego. No, ale wszyscy się przyzwyczaili i to akceptują. No i ta kompensacja spadku efektywności przenoszenia głośników w dole kusi.

Tylko jest mały problem – zupełnie inaczej wygląda charakterystyka częstotliwościowa efektu zbliżeniowego, a inaczej zestawu głośnikowego. Poniżej moja nieudolna próba porównania przebiegu charakterystyki jakiegoś zespołu głośnikowego z przebiegiem charakterystyki efektu zbliżeniowego (mikrofon DPA 4099). Starałem się mniej więcej wyrównać oś częstotliwości, wnioski nasuwają się od razu:

Jak widzimy, nasz przykładowy zestaw głośnikowy przenosi dół prawie bez spadku do 50-60Hz. Do 60Hz charakterystyka przenoszenia jest bardzo płaska – oczywiście, mogą być zafalowania, ale w sumie niewielkie. Tymczasem efekt zbliżeniowy pojawia się znacznie wyżej, już w okolicy 500Hz, a prawie pełne podbicie uzyskuje dla 100Hz i niżej już niewiele się zmienia. Czyli zestaw głośnikowy ma charakterystykę płaską z mocnym spadkiem o dużym nachyleniu na końcu, natomiast efekt zbliżeniowy ma łagodną charakterystykę podbicia, wcześnie zaczynającą wzmocnienie i o małym nachyleniu. To oznacza, że wprawdzie dla zakresu poniżej 80Hz dzięki efektowi zbliżeniowemu uzyskujemy pewną kompensację spadku skuteczności zestawu głośnikowego, ale powyżej 80Hz głośniki przenoszą już liniowo, a efekt zbliżeniowy jest praktycznie równie silny, jak dla niższych częstotliwości.

Co z tego wynika? Ano to, że cała nasza muzyka ma niepotrzebny „garb” w okolicach 300Hz. Niektórzy twierdzą, że raczej 250Hz, inni, że 400Hz – ale mniej więcej tam, w dolnym środku. W związku z tym w ciemno, bez słuchania, można stwierdzić, że zdjęcie szeroko o parę decybeli (dwa, trzy na początek) dolnego środka na pewno pomoże nagraniu. Każdemu. I to się w zasadzie zawsze sprawdza. To się sprawdza tak często, że prawie wszyscy o tym wiemy, ale dopiero teraz wiemy, dlaczego. Brzmienie jakiegokolwiek instrumentu z podbitym dolnym środkiem nie jest „prawdziwe”, bo muzyk (perkusista czy gitarzysta) nie słucha swojego instrumentu z bliska. Wycięcie dolnego środka na śladzie spowoduje w pewnym sensie „urealnienie” brzmienia. Wszyscy jednak to brzmienie „bliskie” akceptują, no bo przecież „mikrofon nie kłamie”. Niestety, nie wszyscy mamy świadomość jak w zgraniu powinny brzmieć poszczególne ślady, i w związku z tym zgrywamy takie jakie są i wycinanie dolnego środka na sumie jest zjawiskiem powszechnym. Nagrania natychmiast się czyszczą i przestają być muliste – mimo niższego poziomu są jakby głośniejsze (i można je znowu dopalić). Dolny środek zdaje się nie nieść żadnych istotnych informacji czy wrażeń muzycznych. A problem ten dotyczy nie tylko muzyki nagrywanej na żywo – również sample i brzmienia produkowane są tak, jak tego chcą klienci, są „kompatybilne” z brzmieniem mikrofonowym. Czyli i produkcja elektroniczna może sporo zyskać na ujarzmieniu tego pasma.

Ponieważ jesteśmy do tego mulistego brzmienia przyzwyczajeni, czasem dziwnie brzmi prawidłowo „odchudzony” utwór. Wtedy właśnie mamy do czynienia z sytuacją, w której dolnego środka możemy trochę dodać. Nie będzie to brzmiało naturalniej, ale zbliży się do wszystkiego, czego słuchamy w radiu. Jeżeli z nagraniem jest „coś nie tak”, warto spróbować dodać trochę niskiego środka – może właśnie o to chodzi?

Druga sytuacja, w której podbicie a nie osłabienie tego pasma często pomaga, to nagrania gitar z wykorzystaniem symulacji czy odpowiedzi impulsowych paczek. Bardzo często gitary nagrywane liniowo przez symulatory zyskują bardzo dużo, gdy doda się im dolnego środka – okazuje się, że niektóre symulatory wzmacniaczy lub impulsy zestawów głośnikowych są wstępnie „odchudzone” i pozbawione efektu zbliżeniowego. Czasem tego środka trzeba dodać dość dużo, spotkałem się z sytuacją, gdy dopiero dodanie 6dB na 400Hz spowodowało reakcję gitarzysty: „no, teraz to brzmi jak z pieca”. Czasem lepsza jest nieco wyższa częstotliwość, okolice 600Hz też mogą brzmieć ciekawie.

Ostatnia uwaga – zdejmując dolny środek musimy jednak uważać, żeby nie wejść z tym zdejmowaniem za wysoko – średnica jest bowiem równie ważna a równie często w rozważaniach i działaniach korektorem pomijana. O tym – w kolejnych częściach.

7 komentarzy do “Korekcja część 4

  1. okropny znowu Marcuch

    Dziwne podejście. Najpierw zabobonnie nagrywać wszystko z bliska a potem korygować brzemienie filtrem aby środkami postprodukcji „powrócić do natury”, trąci to absurdem. Nagrywanie z bliska wygląda napisane z wytłuszczeniem jak święte przykazanie, podczas gdy de facto jest to praktyka wynikająca z ucieczki przez przesłuchami i hałasem, praktyka znamienna dla niedoskonałych warunków nagraniowych, home recordingu itp. Przecież mikrofony ambientowe nie są z bliska, a i wokal, czy chór można nagrać z daleka. Vide zespół „Primus”. Garażowe brzmienie, wykorzystana akustyka ciasnego pomieszczenia, sygnał _z daleka_ nadaje cały charakter brzmieniowy grupie. Nagrywka z bliska nie wykorzystuje akustyki studia i niszczy przestrzenność źródła, którą potem trzeba konstruować pogłosem, dlatego nie można formułować tego typu generalizacji, że „wszystko z bliska”. Trochę mnie dziwi tak szablonowe podejście. Lepiej pójść do studia z dobrą akustyką, którą można wykorzystać i mieć _od początku_ porządny materiał, trówymiarowe, naturalne źródła, zamiast maltretować wszystko filtrami i tracić czas i moce przerobowe na poprawianie siebie samego i softwareowe gadżeciarstwo. Jeżeli jest pasmo, które _zawsze_ wycinamy, to dla mnie znak, że coś jest nie halo.

    Odpowiedz
    1. nagrywamy Autor wpisu

      Oczywiście, że to jest praktyka, jak piszesz „wynikająca z ucieczki przez przesłuchami i hałasem, praktyka znamienna dla niedoskonałych warunków nagraniowych, home recordingu itp„. Czy ja napisałem, że tak być powinno? Ja po prostu napisałem, jak jest. Dlatego jest to wyboldowane, żeby każdy sobie uświadomił, co robi. To jest opis rzeczywistości, a nie postulat. Nigdy nie dostałeś takich śladów? Wszystko nagrywasz z daleka? A kotły zestawu perkusyjnego z jakiej odległości?
      No i co ja mogę na to poradzić, że w 90% przypadków wycięcie dolnego środka na sumie pomaga? 😉

      Odpowiedz
      1. okropny Marcuch

        Ok, już się bałem, że ktoś to odbierze jako przykazanie lub oczywistość. Natomiast jestem urzeczony perkusjami takich grup jak Dream Theater albo Drowning Pool, gdzie nawet blachy są, przy całej energii brzmienia – na drugim planie, tak powinno być, wydaje mi się to naturalne nawet w kontekście historycznego i muzycznego udziału perkusji w zespole. Natomiast przeszkadza mi sporo nagrań, w których blachy są twarde i wychodzą (przestrzennie nie dynamicznie) przed wokalistę, gitary i co tam jeszcze z powodu wyłączności lub dominacji bliskich ujęć mikrofonowych i zwykłych trudności ze sztucznym upogłosowieniem tego instrumentu. Zresztą, nie tylko pogłosowanie czy korekcja, o której piszesz – ale przecież kompresja też jest poniekąd wymuszona potrzebą opanowania przerysowanej dynamiki bliskiego ujęcia. Mam wrażenie, że współcześnie jest za wielki pośpiech i rutyna przy nagraniu i za bardzo polega się na gadżetach postprodukcji, ta zaś nierzadko sprowadza się do leczenia błędów mikrofonizacji. Moim, na pewno bardzo subiektywnym zdaniem, wyjściowym ujęciem perkusji jest dobra para ogólna rysująca spójnie przestrzennie cały instrument, zanurzony w smacznym sosie akustycznym studia – na pewno lepsze to niż sztuczny pogłos, jeżeli tylko ktoś ma warunki. Tylko kto odważy się poświęcić czas na szukanie takiego ujęcia? Brytyjczycy, Japończycy, Amerykanie i Norwedzy lubiący jazz z tego co słychać. Pomijam gatunki muzyczne, oparte na werblu walącym regularnie na dwa i cztery. pozd.m.

      2. nagrywamy Autor wpisu

        Wszystko się zgadza. Ale mój „target” nie nagrywa dla ECM, tylko raczej w piwnicy/garażu.

  2. Piotr Madziar

    Mario: Tutaj akurat nie ma z tym problemu, nie chce ktoś skorzystać, to jego problem, bo dużo traci. Gorzej jest u nas na uczelni, bo są tacy, co nie są w stanie opanować absolutnych podstaw (i je odrzucają, twierdząc, że to głupoty), a uważają się już za gwiazdy konsolety.

    Odpowiedz
  3. Mario

    Podziwiam Cię Przemku za chęci edukowania non profit. Niestety po moich ostatnich doświadczeniach z młodzieżą straciłem już ochotę do nauczania-dzieciaki nie potrafią docenić i posłuchać bardziej doświadczonych edukatorów. Szacun kolego!

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.