Mamy za sobą ciekawe pomiary interfejsów – zobaczmy teraz, co mogą nam zaoferować specjalizowane wzmacniacze słuchawkowe. Jako pierwszy zmierzony zostanie wzmacniacz Fostex PH-50 – standardowe urządzenie tego typu, z pięcioma niezależnymi wyjściami słuchawkowymi. Używam go w studiu od wielu lat i jestem z niego bardzo zadowolony – poziom głośności w słuchawkach, również AKG K240 o impedancji 400Ω, jest więcej niż satysfakcjonujący. Nigdy go jednak nie mierzyłem – nareszcie zaspokoję swoją ciekawość.
Fostex PH-50 to małe urządzonko w obudowie o szerokości pół racka, od tańszej konkurencji wyróżniające się sporą ilością wejść i wbudowanym zasilaczem. Instrukcja obsługi podaje moc maksymalną 500mW przy obciążeniu 8-50Ω, ale my to oczywiście sprawdzimy 😉
Wzmacniacz podłączony jest na stałe w studiu, a konieczność jego stosowania wiąże się z potrzebą zapewnienia komunikacji z wykonawcą w studiu – wzmacniacz wbudowany w interfejs znacznie to utrudnia. Wzmacniacz Fostexa ma dwa wejścia, główne oraz aux, i wejście aux załatwia sprawę podłączenia mikrofonu zleceniowego.
Nauczony doświadczeniem od razu rozkręciłem i pomierzyłem urządzenie. Jak widać na zdjęciach, jest to konstrukcja jakby z innej epoki – zwykły transformator, za to ekranowany, „tekturowa” płytka drukowana, za to porządnie polutowana. Konstrukcja niezwykle solidna i budząca zaufanie. Jedyną rzeczą, do której bym się przyczepił, jest „obudowanie” kondensatora elektrolitycznego trzema dość mocno grzejącymi się elementami – dwoma stabilizatorami i tranzystorem w układzie trzeciego stabilizatora, radiator tego tranzystora prawie dotyka kondensatora. Kondensator elektrolityczny nie lubi być podgrzewany i chętnie wtedy wybucha, a po takim incydencie cała obudowa wypełniona jest „paprochami”. Miejsca w obudowie jest bardzo dużo, płytka prawie pusta… Z drugiej strony to urządzenie działa bezawaryjnie codziennie od piętnastu lat. Zasilanie to +/-12V do zasilania wzmacniaczy operacyjnych w stopniach wejściowych i zasilacz stabilizowany z tranzystorem na radiatorze do zasilania „końcówek mocy”.
Parę zdjęć wnętrza ze szczegółami:
Uwagę zwraca montaż i solidne oporniki zabezpieczające przed zwarciem wyjścia. Jak widzimy na ostatnim zdjęciu, „sercem” wzmacniacza są układy scalone LM386 – znane, choć niezbyt wyrafinowane wzmacniacze małej mocy. Audiofilska jakość jak widać nie jest tu priorytetem, to może głośność? Według ogólnodostępnej noty katalogowej maksymalne napięcie zasilania układu LM386 wynosi 12V, a „mocniejszej” wersji LM386-4 aż, czy może tylko 18V. Czyli cudów raczej nie powinniśmy oczekiwać, chociaż… oczywiście zmierzymy wszystko dokładnie 😉