Peavey TKO 80. Mały wzmacniacz do basu z lat siedemdziesiątych. Czyli nowszy, niż Fender 😉 Wykonanie pancerne (prawie jak Fender), bez modyfikacji, wszystko działa. Moc 50W, głośnik dwanaście cali w obudowie zamkniętej. Na dzisiejsze standardy – do ćwiczenia w domu. Ale jest to wzmacniacz basowy, w dodatku ma wyjście liniowe. Zobaczymy, co on „może”.
Jak widać, prostota w każdym calu. Mi się to podoba. Obudowa zamknięta, objętość niecałe 40l:
Nie ma co ukrywać, w środku siedzi gitarowy OEM Eminence, taki sam, jak w gitarowych peaveyach z tamtego okresu – calowa cewka, twarde zawieszenie – więc pasmo też raczej będzie „gitarowe”…
Brzmieniowo jest OK, mi się podoba, jak na mały piec basowy. W sumie nie taki mały, dość głośny i okropnie ciężki 😉
A charakterystyka…
Ufff… Rezonans powyżej 100Hz, później spadek, a na 40Hz mamy 24dB mniej… A przecież to wzmacniacz basowy i w sumie nawet jakoś gra! A jak wygląda linia? Proszsz:
Taki sygnał dajemy „na przody”. W sumie… może być. Niby lepiej, niż z głośnika (dużo lepiej), ale w dole super nie jest, na oko spadek jakieś 6dB/okt. Wiadomo, że takim klasycznym korektorem nie można ustawić liniowej charakterystyki i zawsze „siodło” w środku będzie, ale dlaczego spada dół? Niewiele, ale jednak. Linia ze wzmacniacza półprzewodnikowego jest nieliniowa?!? 😉