Temat wcale nie został zapomniany – wręcz przeciwnie, intensywne prace i testy trwały w skupieniu i w ciszy, wręcz w tajemnicy. Głównym impulsem był fakt, że takie urządzenie naprawdę mi się przyda! A jak mi, to może i komuś jeszcze? Teraz prototyp może ujrzeć światło dzienne i mogę podsumować zarówno testy, jak i przede wszystkim wnioski płynące z ponad dwuletniego doświadczenia z DAW-AMPem, nie tyle mojego, ile tysięcy zadowolonych użytkowników (no, faktycznie może nie tysięcy, ale wnioski są). Trochę tego zrobiłem, wszystkie poniższe i parę wersji nie uwiecznionych, wszystkie działały, ale ja ciągle byłem niezadowolony…
DAW-AMP powstał z potrzeby. Mojej. Przerodził się wprawdzie w prawie komercyjny projekt, ale nadal odpowiada przede wszystkim moim potrzebom. Okazało się oczywiście, że są użytkownicy (muzycy ale zwłaszcza realizatorzy) posiadający dokładnie takie same potrzeby i oczekiwania, i dla nich DAW-AMP to dokładnie to. Ale w trakcie ponad dwóch lat pracy i bardzo wielu maili, rozmów i dyskusji wyszło na jaw parę spraw, z których istnienia wprawdzie zdawałem sobie sprawę, ale świadomie czy nie ignorowałem ich wagę. Chyba nie można dłużej zamykać oczu na rzeczywistość, która niestety odbiega od tradycyjnych studyjnych warunków. Jest parę aspektów, które dla mnie wydawały się oczywiste, ale doświadczenia wielu użytkowników pokazują, że tak oczywiste nie są. Również sprzęt używany do nagrań to niekoniecznie najwyższej klasy interfejsy z symetrycznymi wejściami i wyjściami liniowymi, częściej trzeba kombinować, żeby uzyskać efekt, o który mi chodziło – czyli nagrywanie i reamping w ogóle bez martwienia się o poziomy, żadnych gałek!!!
No tak, ale małe interfejsy mają gałki… Większość – może nie zdecydowana większość, ale większość – użytkowników ma zwykłe, proste interfejsy, w których wejście liniowe to stłumione wejście mikrofonowe, a wejście instrumentalne to praktycznie to samo, tylko ze zwiększoną impedancją wejściową. Oznacza to, że wybierając wejście liniowe i tak musimy ustalić wzmocnienie i w dodatku wcale nie omijamy wzmacniacza mikrofonowego, a wejście instrumentalne to jeszcze więcej elektroniki po drodze i kolejne niepotrzebne wzmocnienie. Przy tym niektóre interfejsy mają, delikatnie mówiąc, dość „przypadkowo” dobrane poziomy wejść liniowych i instrumentalnych oraz niski poziom wyjściowy, co prowadzi najpierw do przesterowań i w konsekwencji do niemożności sensownego ustawienia poziomów. A DAW-AMP nie ma w ogóle żadnych regulatorów… Sygnał z gitary w niektórych przypadkach trzeba tłumić a potem wzmacniać, co samo w sobie jest rozwiązaniem wprawdzie koniecznym, ale jednak co najmniej średnim 😉 Założeniem była jak też największa przezroczystość, DAW-AMP nie wpływa na brzmienie instrumentu – podczas testów diboxa okazało się natomiast, że określona zmiana brzmienia to też może być atrybut.
Sporo tego, jak widać – czy nie za dużo? No to po kolei. Przede wszystkim nowe urządzenie służące do nagrań gitary zbudowane jest (czy też raczej będzie, jeżeli będzie) według innej filozofii niż DAW-AMP. Wszystkie założenia są inne – zmieniamy jak chcemy brzmienie, zmieniamy poziomy i nie ma możliwości zachowania poziomów 1:1, całość wymaga przedwzmacniacza mikrofonowego z zasilaniem fantom +48, a nie wejścia liniowego i generalnie chodzi bardziej o jak najlepsze (czyli niekoniecznie najwierniejsze) nagranie sygnału z gitary czy basu. Dlaczego dibox? Jak ktoś ma tani interfejs, to i tak sygnał przechodzi przez przedwzmacniacz mikrofonowy, więc pogorszenia brzmienia nie będzie. Jak ktoś ma dobry interfejs i parę różnych przedwzmacniaczy mikrofonowych, może wybrać sobie, który z posiadanych – czy „czysty”, czy „brudny” – lepiej sprawdzi się w danej sytuacji. W miarę eksperymentów projekt rozrastał się, a ja z drugiej strony starałem się zachować filozofię KISS, czyli upraszczać do maksimum, bo tak moim zdaniem należy projektować sprzęt gitarowy – tak prosto, jak się da, ale nie prościej 😉 Poniższej konstrukcji trochę daleko do prostoty czy nawet elegancji, ale musiałem wszystko zmieścić w obudowie, jaką miałem – tak, fantom podaję przez przelotkę.
Pstryczków jak widać też sporo, ale wszystko można przełączać z zewnątrz, żebym mógł testować w studyjnych warunkach różne opcje. Nie da się ukryć, rewolucji nie ma, produkowane są diboxy ze zmienną impedancją wejściową, ale parę nowych rozwiązań udało mi się prawdopodobnie wdrożyć. Niedługo szczegóły 😉