Same pomiary to nie wszystko, trzeba urządzenia sprawdzać „w boju”. W związku z tym potrzebne są obudowy. Na razie aluminiowe, wiadomo, że lepsze są stalowe i takie będą, ale na razie stosuję seryjne podróbki hammondów. Napsułem tych obudów już mnóstwo. Na początku stosowałem czernione obudowy bo są ładne, ale srebrne są jednak tańsze 😉 Każdy prototyp działa a różne rozwiązania układowe są od ponad roku testowane.
Czarne obudowy dobrze wyglądają:
Ale jednak kosztują trochę więcej, a ponieważ i tak „idą na zmarnowanie” to przerzuciłem się na srebrne – łatwiej podłączyć masę do obudowy, nie trzeba skrobać:
Jak widać prace ciągle trwają!
Naturalnym kandydatem do pierwszego miejsca w kategorii „open” jest wysokiej klasy niskoszumny wzmacniacz OPA2134. Szumowo jest to jeden z najlepszych wzmacniaczy operacyjnych, pozostałe parametry (brzmienie, headroom) również ma bardzo dobre, cena rozsądna. Niestety, coś za coś – pobiera sporo prądu. W urządzeniach stacjonarnych albo nawet bateryjnych może być, ale zasilanie z fantoma przez przetwornicę… słabo. Po wszystkich dławikach i odsprzęganiach napięcie zasilające jakie udało mi się uzyskać to 10V – niby więcej, niż w diboxie behringera 😉 ale jednak zdecydowanie za mało.
Tak więc jeżeli potrzebne będzie zasilanie z przetwornicy, to na drugim biegunie jest znany TL062 – on z kolei prawie wcale nie pobiera prądu i nawet nieźle brzmi ale jakoś tak niekoniecznie bym chciał go stosować, nie wiem, czemu. Oczywiście, testuję też inne scalaki – FET i MOSFET, bez żadnej litości dla jakiejkolwiek technologii.
Każdy dibox działa identycznie pod względem technicznym, to znaczy działa, symetryzuje sygnał, odcina w miarę potrzeby masę, nie brumi i ma takie samo tłumienie. Można więc ich używać zamiennie – i o to chodzi. Celem oprócz hearoomu i niskich szumów jest bowiem szeroko pojęte „brzmienie”, a raczej to, jak się na takim czymś gra na gitarze. Używam ich przy różnych nagraniach, niepostrzeżenie podmieniając i zbierając opinie. Im dłużej to trwa, tym więcej ciekawych rzeczy wychodzi, okazuje się, że niekoniecznie istotne jest to, o czym myślałem, że jest istotne (jak na przykład impedancja wejściowa) – ale to dobrze, będzie to łatwiejsze w obsłudze!