Kolejnym zagadnieniem, które należy omówić, jest odpowiedź na pytanie: czy mamy do czego podłączyć mikrofon? Chwileczkę – przecież to oczywiste, że mamy – do komputera! Komputer ma przecież zintegrowaną kartę dźwiękową, doskonale sprawdzającą się podczas słuchania muzyki czy grania na instrumentach VST, to znaczy, w zasadzie doskonale, czyli dobrze, to znaczy mogłoby być, gdyby nie te opóźnienia… Niestety, latencja nie jest jedynym problemem, którego rozwiązanie czeka nas podczas nagrań mikrofonowych.
Tak naprawdę latencja czyli opóźnienie między sygnałem wchodzącym do komputera i wychodzącym z niego jest nie do uniknięcia, istotne jest sprowadzenie jej do wartości pozwalającej na w miarę normalną pracę. Na szczęście nie jest to takie trudne, a raczej – podczas nagrywania pojedynczych śladów dość łatwo zminimalizować jej wartość. Wystarczy zauważyć, że podczas nagrań nie musimy wykorzystywać wtyczek efektowych obciążających komputer, co pozwala zmniejszyć bufor karty do wartości umożliwiającej normalną pracę. Niektóre karty mają też możliwość „wewnętrznego” monitorowania sygnału, co wprawdzie utrudnia nieco obsługę i całkowicie uniemożliwia stosowanie efektów podczas nagrania, ale skutecznie minimalizuje opóźnienia. Trzeba jednak wiedzieć, że problem leży głębiej: niezależnie od opóźnień podczas nagrań rzeczywistych sygnałów (nie tylko przy pomocy mikrofonu, również kablem z zewnętrznego syntezatora) wykorzystujemy drugą, dotychczas niewykorzystywaną lub wykorzystywaną sporadycznie połowę karty dźwiękowej, czyli jej wejście, a konkretnie przetwornik analogowo-cyfrowy. Niestety, tak jak wyjście czyli przetwornik cyfrowo-analogowy nawet w najtańszych kartach zwykle jest całkiem znośny, tak przetworniki analogowo-cyfrowe w tanich czy zintegrowanych kartach często mają „nieco” gorsze parametry niż ich wyjściowe odpowiedniki – producenci wiedzą, że większość klientów nigdy tam nic nie podłączy, a jak już to najwyżej mikrofon od skajpa…
No dobra, być może nasza karta dźwiękowa ma dobre przetworniki wejściowe, ale chciałem przede wszystkim zwrócić uwagę na zupełnie inny aspekt pytania „czy mamy do czego podłączyć mikrofon?”. Mikrofon jest urządzeniem zamieniającym sygnały akustyczne na elektryczne, problem jednak w tym, że te sygnały elektryczne mają bardzo małą wartość i w związku z tym sygnał mikrofonowy wymaga specjalnego traktowania. Krótko mówiąc mikrofon wymaga przedwzmacniacza mikrofonowego. Oczywiście – niektóre karty mają wbudowane wzmacniacze mikrofonowe, to fakt. Najczęściej jednak te przedwzmacniacze nadają się tylko do skajpa i do niczego więcej. Jeżeli nasza karta ma gniazdo mikrofonowe na „śledziu” i w dodatku typu „mały jack”, to najprawdopodobniej do niczego się ono poza skajpem nie nadaje. Poziom szumów i zniekształceń jest zbyt duży, żeby wykorzystywać taki przedwzmacniacz w nagraniach muzycznych, a barwa i pasmo przenoszenia również rzadko spełniają jakiekolwiek wymagania. Jeżeli posiadamy kartę dźwiękową z wejściami mikrofonowymi typu duży jack lub XLR, to jest nieźle. Jeszcze lepiej jest, gdy te gniazda znajdują się w oddzielnej skrzynce, połączonej z komputerem kablem USB czy firewire (tak, mam na myśli interfejs audio). Niestety, na początku drogi najprawdopodobniej mamy zwykłą „multimedialną” albo zintegrowaną kartę dźwiękową wyposażoną w niskiej jakości przedwzmacniacz mikrofonowy lub, jeżeli mieliśmy więcej pieniędzy, kartę lepszej jakości (i z dobrymi sterownikami) ale za to z wejściami i wyjściami liniowymi. W obu tych przypadkach, a także w większości innych, przedwzmacniacz mikrofonowy jest niezbędny. Na szczęście, nie jest to duża inwestycja, co więcej, być może już coś takiego posiadamy, nawet o tym nie wiedząc. Bardzo często bowiem mamy mniejszy czy większy mikser – choćby nagłośnieniowy. Na początek w zasadzie dowolny mikser jest dużo lepszym rozwiązaniem niż wpinanie mikrofonu bezpośrednio w kartę dźwiękową. Obecnie produkowane miksery wprawdzie mają najczęściej małą liczbę przedwzmacniaczy mikrofonowych, ale to nawet i lepiej – są one lepszej jakości, a nam w zasadzie potrzebny jest jeden. Mikser pozwala też na łatwe „obejście” problemu latencji – jeżeli odpowiednio pokombinujemy, to nagrania z pewnością przebiegać będą płynnie. Oczywiście przedwzmacniacz mikrofonowy to rzecz dobra i przydatna – jeżeli jednak nie mamy ani miksera ani przedwzmacniacza a do wydania sumę niewielką lub jeszcze mniejszą, to warto rozważyć zakup miksera zamiast najtańszego przedwzmacniacza. Różnica w cenie niezbyt wielka, a dodatkowo zawsze jakiś wzmacniacz słuchawkowy, no i sam mikser, dwa punkty do lansu. Jeżeli mamy do wydania trochę więcej pieniędzy, to przedwzmacniacz mikrofonowy lub nawet specjalizowany procesor mikrofonowy wydaje się być najlepszym rozwiązaniem. Jeżeli nasza karta dźwiękowa posiada wejście cyfrowe, można rozważyć urządzenia posiadające wyjście cyfrowe – przetwornik analogowo-cyfrowy wbudowany w procesor mikrofonowy jest zwykle wysokiej jakości a oprócz tego nie znajduje się wewnątrz komputera i w związku z tym z pewnością wprowadza mniej zakłóceń.
Niezwykle ważną cechą przedwzmacniacza mikrofonowego jest możliwość dostarczania zasilania do mikrofonów pojemnościowych (a przecież właśnie taki chcemy kupić– jeżeli jeszcze nie teraz, to z pewnością w przyszłości). Mikrofon pojemnościowy wyposażony jest w układ elektroniczny, który wymaga zasilania. Zdarzają się mikrofony zasilane z baterii, ale w studiu nie jest to najlepsze (ani najtańsze) rozwiązanie. Warto jednak wiedzieć, że sam fakt występowania guziczka z napisem phantom niestety niewiele znaczy – szczególnie w najtańszych urządzeniach napięcie zasilające zamiast przepisowych 48V potrafi być i czterokrotnie mniejsze. Niektóre mikrofony znoszą to dzielnie, ale większość w ogóle odmawia współpracy – wartość napięcia występującego na gnieździe mikrofonowym w przedwzmacniaczu trzeba koniecznie sprawdzić przed zakupem.
No dobra, miało być o mikrofonach, a nie o przedwzmacniaczach – no i będzie 😉