Interfejs TC Electronic Konnekt 6 mimo swojej prostoty sprawuje się bardzo dobrze. Sterowniki są stabilne, a jakość przedwzmacniacza mikrofonowego więcej niż dobra. Jednak od samego początku interfejs ten pracuje u mnie ze wzmacniaczem słuchawkowym – tak było zawsze, wymieniłem interfejs, Digi001 wyleciał, a wzmacniacz został. Więcej o wzmacniaczu i dlaczego on w ogóle jest – później, w tej części zobaczmy, co „może” Konnekt 6 jako wzmacniacz słuchawkowy.
TC Konnekt 6 jest interfejsem firewire. Może pracować z czteropinowym złączem firewire i wtedy wymaga zasilacza prądu stałego 12V. U mnie pracuje bez zasilacza i zasilany jest ze złącza firwewire z komputera stacjonarnego. Zasilanie fantom jest dobre, zakłócenia wnoszone przez przedwzmacniacz pomijalne, z zasilaniem z komputera nie ma żadnych problemów. Interfejs jest używany jak widać na zdjęciu dość intensywnie i spisuje się doskonale. Zagadką natomiast były dla mnie parametry jego wzmacniacza słuchawkowego – nigdy do niego bowiem tak naprawdę nie podłączyłem słuchawek! Kiedyś musiało to jednak nastąpić. Według instrukcji moc wyjściowa jest spora i wynosi aż 200mW na obciążeniu 40Ω i 93mW na obciążeniu 600Ω! Dobra dobra 😉 – przecież przed chwilą mówiłem do mikrofonu i słuchałem słuchawek podłączonych bezpośrednio do interfejsu, ciche są…
Okazało się przede wszystkim, że podobnie jak w karcie Realtek, wzmacniacz w TC Konnekt 6 niestety nie da się przesterować i ma za małe wzmocnienie. Maksymalny poziom wyjściowy sygnału 0dBFS z Cubase i pokrętło głośności wyjścia słuchawkowego na maksa z trudnością wystarczają, żeby ledwo zauważalnie przesterować wzmacniacz słuchawkowy, i to tylko jedną połówkę przebiegu. Bez obciążenia poziom wyjściowy natomiast jest… rzeczywiście zaskakująco wysoki:
Uwaga – czułość oscyloskopu to 5V/dz, co oznacza, że międzyszczytowe napięcie na nieobciążonym wyjściu słuchawkowym wynosi ponad 20V! Ponieważ interfejs jest zasilany z firewire albo z zewnętrznego zasilacza 12 (w przypadku 4-pinowego złącza firewire) widzimy, że albo rzeczywiście zasilanie firewire zgodnie ze specyfikacją może mieć napięcie maksymalnie aż do 30V (tylko skąd w komputerze takie napięcie?), albo w środku w interfejsie musi znajdować się przetwornica, wytwarzająca dodatkowe ujemne napięcie czyli po prostu podwajająca napięcie zasilające wzmacniacz słuchawkowy. Zasilacz komputera daje różne napięcia, ale chyba nie 30V – nie wytrzymałem, musiałem zmierzyć jak to wygląda w rzeczywistości – szybki pomiar napięcia na złączu firewire jednoznacznie wskazuje na przetwornicę w interfejsie:
Przetwornica w interfejsie zresztą jest tak czy inaczej – jakoś z +12V trzeba te +48V do fantoma wytworzyć. Widoczne zniekształcenia dolnej połówki przebiegu sugerują nieco słabsze ujemne napięcie zasilające wzmacniacz, wobec stabilnego „plusa” z komputera czy zasilacza. Tak czy inaczej – nieważne, czy z przetwornicy czy ze złącza firewire, napięcie zasilające wzmacniacz słuchawkowy jest wysokie i ogromną niespodzianką jest bardzo duży poziom sygnału na wyjściu. Instrukcja nie kłamie – aż strach podłączyć słuchawki. Trochę zmniejszyłem poziom wyjściowy (niewiele, pokrętło na „16:00”), tak, aby na nieobciążonym wyjściu nie występowało obcinanie szczytów i podłączyłem obciążenie czyli słuchawki:
Z obciążeniem poziom trochę spada, ale nadal jest bardzo duży, słuchawki „szaleją” – międzyszczytowe napięcie wynosi prawie 18V, co daje około 6,3V napięcia skutecznego i moc na obciążeniu 400Ω zgodnie z instrukcją około 100mW! To jest bardzo duża wartość, nie spodziewałem się tak wysokiej mocy. Podłączmy słuchawki 32Ω:
Poziom wyjściowy spadł – ale jak widać nie na skutek spadku napięcia zasilania pod obciążeniem (bo pojawiłoby się obcinanie, a sinusoida jest czysta) – przyczyną może być szeregowy opornik na wyjściu, jednocześnie zabezpieczający przed zwarciem i wyrównujący w pewnym stopniu moc przy różnych wartościach obciążenia. Napięcie międzyszczytowe wynosi ponad 6V, co daje ponad 2V napięcia skutecznego i moc na obciążeniu 32Ω rzędu 150mW – w sumie dość podobną, jak przy obciążeniu dziesięciokrotnie wyższą impedancją obciążenia.
Proste obliczenia pokazują, że na wyjściu najprawdopodobniej znajduje się szeregowy rezystor o wartości rzędu 100Ω, spełniający podwójną rolę. Rezystor ten zabezpiecza wyjście wzmacniacza przed zwarciem oraz wyrównuje moc wyjściową dla słuchawek o różnych impedancjach. To bardzo dobre rozwiązanie, możliwe jednak tylko dzięki temu, że wzmacniacz zasilany jest wysokim napięciem.
Niestety – tak nadspodziewanie duża moc wyjściowa jak i koszty związane z przetwornicą napięcia są w normalnej pracy po prostu marnowane – bo wzmacniacz słuchawkowy ma za małe wzmocnienie. Owszem, muzyka „dobita” do 0dBFS nawet w słuchawkach o impedancji 400Ω po prostu „urywa łeb” i nie da się tego normalnie słuchać – ale co z tego. Praca podczas realizacji nagrań polega na odsłuchiwaniu śladów nagrywanych z poziomem często -12dBFS i niższym, a niemożność zwiększenia wzmocnienia powoduje, że mimo dużego zapasu mocy wzmacniacza pozostaje on tylko zapasem, a słuchawki po prostu są za ciche. Nie przesterujemy ich nigdy, fakt, ale też w większości sytuacji po prostu nie będziemy w stanie ich odpowiednio wysterować. Szkoda, że producent nie przewidział, w jakich warunkach zwykle interfejs będzie pracował – albo może przewidział, tylko zdecydował się na zachowanie „zasad BHP” i uniemożliwił przesterowanie wzmacniacza słuchawkowego, bez względu na poziom sygnału z przetwornika. Oznacza to, że wprawdzie potencjalna moc wzmacniacza jest więcej niż wystarczająca, to jej wykorzystanie podczas nagrań jest niemożliwe. No i teraz już wiemy, co jest jednym z powodów stosowania przeze mnie z tym interfejsem dodatkowego wzmacniacza słuchawkowego…