Przełączniki typu MTS zastąpiłem miniaturowymi isostatami – mam nadzieję, że będą trwałe, bo chronione przed uszkodzeniem będą na pewno. Drugą istotną zmianą są gniazda – w miejsce krajowych zastosowałem znane i lubiane neutriki, chociaż niektórzy twierdzą, że to reany 😉
Dotychczas stosowane gniazda były niezłe, ale… Ich konstrukcja ze zwieranymi stykami powodowała, że były dość awaryjne i nietrwałe, a poza tym są trudno dostępne, mają plastikowy krótki gwint i złotą nakrętkę, a wtyczki wchodzą ciężko. Metalowe gniazda co prawda stosowałem firmowe, ale nie do końca zadowolony byłem z ich jakości i przede wszystkim powtarzalności – po prostu różne serie miały różną długość gwintowanej części, i wprawdzie nic to nie przeszkadzało, ale źle wyglądało. Neutrik to solidna firma i nawet w „chińskiej wersji” są to jedne z najlepszych gniazd. Ich użycie z kolei spowodowało konieczność zastosowania przekaźnika do przełączania trybu – i przekaźnik, obok solidniejszych gniazd, też przyczynia się do zwiększenia niezawodności, zawsze to pewniejsze, niż przełączanie sygnału gniazdem jack, nawet dobrym.
Ostatnią modyfikacją jest zmiana sposobu zasilania. Okazało się, że jakakolwiek obecność prądu zmiennego w obudowie, w której jest też transformator audio, nie jest zdrowa, zwłaszcza, że dalekowschodnie zasilacze (a w zasadzie same transformatory) nie są najlepszej jakości. Poprzednia wersja DAW-AMPa pobierała z zasilacza około 6mA – i okazywało się, że zasilacz o wydajności 100mA po prostu nie daje rady. Powód – nieznany, ale nagłe spadki napięcia i zakłócenia są faktem. Teraz DAW-AMP zasilany jest zasilaczem prądu stałego o bardzo dużej wydajności prądowej. Dlaczego aż tak? DAW-AMP pobiera jakieś 15mA (z czego większość przekaźnik), a zasilacz ma 12V/1A – ale dopiero stukrotnie „lepsze” parametry zapewniły bezpieczną pracę bez przydźwięku. Dodatkowo zasilacz nie jest „wtyczkowy”, co ułatwia podłączanie i nie „kradnie” sąsiednich gniazdek, a całość ma większy „zasięg”. Zasilacz jest dość duży i ciężki, przesyłka będzie droższa, choć nie tylko z tego powodu. Próby z zasilaczami impulsowymi pokazały, że zasadniczo jest dobrze, ale w pewnych konfiguracjach „coś” słychać i zwiększają się szumy, po co ryzykować, do audio chyba jednak lepszy jest zwykły zasilacz transformatorowy – przynajmniej dopóki można takie kupić 😉
Tradycyjnie oczywiście DAW-AMP „pojedzie” na praktycznie każdym zasilaczu, również prądu zmiennego – ale po co kombinować, jeżeli zasilacz jest w zestawie?
Oczywiście podczas odtwarzania całe urządzenie pracuje w trybie pasywnym i zasilacz nie jest potrzebny. Przełączanie trybów dokonywane jest albo przez wyjęcie wtyczki z gniazda wejściowego, albo po prostu przez odłączenie zasilacza.
Oczywiście to nie wszystko – będzie też nowa obudowa, a przede wszystkim widać, że przełączniki są teraz nie dwa a trzy! Ale o tym dodatku – w sumie jedynym istotnym i widocznym „z zewnątrz” – później 😉