Czyli mamy w interfejsie następujące wejścia: mikrofonowe z zasilaniem +48V, liniowe o niewysokiej impedancji wejściowej oraz instrumentalne, o odpowiedniej impedancji wejściowej ale często zbyt wysokiej czułości. W dodatku z nieznanych powodów wejścia mikrofonowe mają często najlepsze parametry, jeżeli chodzi o szumy i zniekształcenia – lepsze nie tylko od wejść instrumentalnych, ale i od liniowych.
Najważniejszym elementem naszego diboxa jest stopień wejściowy. Nawet pomijając rozwiązania lampowe mamy całkiem spory wybór. Stopień wejściowy może być zrealizowany na wzmacniaczu operacyjnym typu FET (jak w DAW-AMPie), wzmacniaczu operacyjnym bipolarnym, na tranzystorach typu FET albo na tranzystorach „zwykłych”. Zwykłe wtórniki na tranzystorach bipolarnych albo FET to całkiem dobre rozwiązanie, stosowane na przykład w efektach gitarowych, na wejściu i na wyjściu. Zasilane odpowiednio wysokim napięciem, wyższym niż w efektach podłogowych, zapewnią odpowiednio niskie zniekształcenia, a nowoczesne tranzystory umożliwią uzyskanie wystarczająco niskiego poziomu szumów. Oczywiście, nowoczesne wzmacniacze operacyjne również są doskonałe i zapewniają doskonałe parametry. No to do roboty! Już jakiś czas temu wykonałem parę prototypowych układów i dość długo testowałem je w różnych sytuacjach i przy różnych okazjach. Postanowiłem sprawdzić wszystko – wzmacniacze operacyjne i tranzystory, z wyjściem transformatorowym i beztransformatorowym (ale o tym później, na razie omawiamy sam stopień wejściowy) i wyszło tego trochę…
Od najbardziej skomplikowanego układu, klasycznego diboxa na wzmacniaczach operacyjnych, poprzez układy na pojedynczych tranzystorach, aż do najprostszych z jednym tranzystorem i trzema opornikami. Na czas testów zamykane były do metalowej obudowy (dość dużej, za to stalowej) i wprawdzie nie wszystkie otwory pasowały, ale dało się podłączyć. Wszystkie działają i mają bardzo dobre parametry, ale przecież to nie wszystko. Okazuje się, że różnią się brzmieniem, i wprawdzie nie przeprowadzałem podwójnie ślepych testów ani żadnych tego typu badań, to wnioski zgadzają się mniej więcej z teorią.
Najpierw skleciłem dibox na wzmacniaczach operacyjnych. Tak, wszyscy to robią, bo łatwo i tanio, uzyskanie dużej impedancji wejściowej i małej wyjściowej jest łatwe i tanie, również oczywiste jest beztransformatorowe wyjście symetryczne. Przyrządy pokazują że działa bardzo dobrze, pasmo przenoszenia „kreseczka” (prawie, o tym później), zniekształcenia 0,006%, czyli praktycznie niemierzalne, przynajmniej programem REW i standardowym interfejsem audio – zgodnie z oczekiwaniami. Ale okazuje się, że w realu nie jest różowo. Wzmacniacz różnicowy z wysoką impedancją wejściową teoretycznie działa dobrze, ale praktycznie ma na wejściu dzielnik z opornikami o dużej wartości. To oznacza, że możemy napotkać na niewielką utratę najwyższych częstotliwości – może słyszalną, może niesłyszalną, ale jednak. Może to jest przyczyną, dla której dibox Behringera zbudowany na wzmacniaczach operacyjnych ma impedancję wejściową tylko 250kΩ?
W każdym razie brzmienie stratocastera jest jakby trochę „miękkie” – i winię tu właśnie chęć uzyskania wysokiej impedancji wejściowej na wejściu różnicowym.
Drugi aspekt, może wynikający z sugestii i całkowicie „nieślepego”, za to długiego testu – brzmieniowo wydaje mi się, że gitara „woli” rozwiązania niesymetryczne, nie przeciwsobne, tylko single-ended, w klasie A, i w ogóle jakieś starsze 😉 Dibox na wzmacniaczach operacyjnych brzmi czysto, ale wydaje się, że czasem nawet „zbyt czysto”… A ponieważ są inne rozwiązania, trzeba je dokładnie przetestować.