Wzmacniacz lampowy to naturalny wybór gitarzystów, ale trzeba pamiętać, że i wśród miłośników muzyki znajdują się pasjonaci sprzętu lampowego. Nic w tym złego, dopóki zdajemy sobie sprawę z zachodzących zjawisk. Bo głośnik gitarowy czy nawet cztery to pikuś w porównaniu z wielodrożnym zestawem głośnikowym ze zwrotnicą.
Postanowiłem badania nad impedancją wyjściową wzmacniacza lampowego rozciągnąć na sprzęt „cywilny”. Do testów użyłem „niezawodnej” końcowki bambino i dwóch monitorow – trójdrożnego JBL 4410 i klasycznych dwudrożnych NS10. Wzmacniacz Bambino pracował w dwóch trybach – ze sprzężeniem zwrotnym i bez. Oczywiście, bambino to nie jest hi-endowy wzmacniacz za grube tysiące – ale taki mam i z gitarą działa świetnie. Na wykresach porównanie z końcówką obciążoną opornikiem 8Ω, najpierw dwudrożne monitory Yamaha NS-10M Studio:
Wyższa para krzywych to napięcie wyjściowe przy pracy bez sprzężenia zwrotnego, niższa – ze sprzężeniem. Jak widać, w stosunku do obciążenia rezystancyjnego nawet ze sprzężeniem zwrotnym nierównomierność jest dość spora i oprócz dołu wstępuje podbicie właśnie okolic 1,5kHz. No, ja to lubię, ale bez przesady 😉
JBL 4410 to trójdrożne monitory, a zatem ich zwrotnica jest bardziej skomplikowana, co doskonale widać na poniższym wykresie:
Tu z kolei w okolicy 2kHz mamy sporą „dziurę” w paśmie, bez sprzężenia zwrotnego przekraczającą 6dB, za to na 600Hz jest 6dB za dużo…
Dla porównania – powyższe przebiegi nałożone na przebieg napięcia wyjściowego na końcówce mocy NAD 214 – w każdym przypadku obciążeniem był monitor JBL 4410:
Tak więc jeżeli ktoś chce zbudować mały wzmacniacz hifi z wykorzystaniem tego typu czy nawet trochę lepszych lamp i transformatorów, to musi przygotować się albo na pracę z bardzo mocnym sprzężeniem zwrotnym, bo wtedy można zejść z nierównomiernością do 2dB – ale sprzężenie zwrotne to ZUO i należy go (w hifi) unikać. Ciekawe, jak zachowują się pod tym względem wyższej klasy komercyjne lampowe wzmacniacze stereo…